Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kurek91 z miasteczka Suszec. Mam przejechane 5601.61 kilometrów w tym 180.30 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 7992 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kurek91.bikestats.pl
  • DST 104.00km
  • Czas 05:24
  • VAVG 19.26km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pielgrzymka do Piekar

Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 09.10.2013 | Komentarze 0

Kolejny rok i kolejna pielgrzymka do Piekar Śląskich. Wraz z Gangiem Dzikich Wieprzy dołączyliśmy do suszeckiej ekipy i w 19 pokonaliśmy trasę do Piekar. Po mszy ruszyliśmy jednak własną drogą.


Kategoria 100<


  • DST 120.50km
  • Czas 06:10
  • VAVG 19.54km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

5 miast

Sobota, 16 marca 2013 · dodano: 19.03.2013 | Komentarze 0

Z samego rana wybrałem się na pierwszą w tym roku dłuższą wycieczkę. Pojechałem bez planu, tam gdzie nogi poniosą. Poniosły przez Żory, Rybnik do Raciborza, a następnie do Wodzisławia i Jastrzębia. Przyjemna droga, choć zawsze spory ruch. Przed Raciborzem jest górka, trzeba trochę się pomęczyć :). Jak na początek sezonu to wycieczka bardzo udana, choć mogło być trochę cieplej ;)


Kategoria 100<


  • DST 224.10km
  • Czas 09:05
  • VAVG 24.67km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po pierwsze 200km

Niedziela, 16 września 2012 · dodano: 12.03.2013 | Komentarze 3

Suszec-Kraków

We wrześniu dni są coraz krótsze, o dziwo. Trochę o tym zapomniałem wybierając się na wycieczkę, ale od początku. Dnia wcześniejszego ustaliłem plan. Był prosty, zrobić pierwsze 200 km w mojej „karierze”. Wstałem o godzinie 6, szybko się pozbierałem i na rowerek. Pogoda była ładna, ciepła choć wietrzna. Zawsze mam tak, że pierwsze 30km mam na „dotarcie” to znaczy rozgrzewają mi się mięśnie, często czuję się słabo i zawsze zastanawiam się czy nie zmienić planów. Ale po tej 30 jest coraz lepiej. Jechało się przyjemnie, choć cały czas wiatr był czołowy. Na drodze specjalnie dużo się nie działo, jedynie co to musiałem jechać objazdem i nadłożyć trochę kilometrów. Jako, że jechałem w niedzielę ruch z rana był mały, a w niektórych miejscach byłem jedynym poruszającym się po asfalcie. Minuty płynęły, za minutami godziny, a ja prułem przed siebie, by o godzinie 11:05 zawitać na przedmieściach Krakowa. W mieście zjadłem obiad, trochę się pokręciłem tu i tam. Po odpoczynku na rynku i 3 godzinach spędzonych w stolicy Małopolski ruszyłem w drogę powrotną, w której też nie działo się za wiele. Do czasu aż dojechałem do wcześniej wspomnianego objazdu, którym to jechałem rano. Postanowiłem jednak, że tym razem nim nie pojadę. Błąd! Na samym początku było cudownie, nowiuśki asfalt, droga prosta jak deska. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, dlaczego jest objazd dla tej drogi. Przekonałem się za chwilę, kiedy to dojechałem do remontowanego mostu. Na szczęście w prawo odbijała droga rowerowa, ale nie zachęcała do jazdy po swojej nawierzchni. Stanąłem przed wyborem, albo się wrócić i jechać objazdem, albo podążać za drogą rowerową. Wybrałem drugą opcję, przecież oznakowaną drogą rowerową muszę gdzieś dojechać. Błąd! W naszym kraju bywa tak, że podążając za oznakowaną drogą rowerową zostaje się na środku wygwizdowa, z trzema drogami, bez żadnego znaku. Postanowiłem, że nie będę się wracał, gdzieś w końcu przecież muszę wyjechać. Podążałem drogą w kierunku najbardziej mi odpowiadającym i po kilkunastu minutach jeżdżenia po polach, znalazłem w końcu cywilizację. Po krótkiej rozmowie z pierwszą napotkaną osobą, dowiedziałem się w którym kierunku mam się udać by trafić do domu. I tutaj właśnie wracamy do początku, gdzie to wspomniałem, że dni na jesień są coraz krótsze. Ostanie 20 km pokonałem już po zmierzchu kiedy też to zrobiło się trochę chłodno. Ale wycieczka bardzo się udała, choć teraz zabieram ze sobą mapę i przestałem ufać drogom rowerowym ;). Najważniejsze, że zrobiłem swoje pierwsze 200km jednego dnia. Dokładnie przejechałem 224,1km co jest moim rekordem.




Kategoria 100<


  • DST 95.60km
  • Czas 04:25
  • VAVG 21.65km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na niedzielne popołudnie

Niedziela, 26 sierpnia 2012 · dodano: 20.11.2012 | Komentarze 0

Piękna słoneczna pogoda, szybka trasa na niedzielne popołudnie.
Przy okazji zatrzymałem się przy zamku w Chudowie
"


Kategoria <50<100


  • DST 135.70km
  • Czas 07:22
  • VAVG 18.42km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góra Żar i trochę piasku

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 15.11.2012 | Komentarze 0

Suszec-Góra Żar
Odkąd wróciliśmy z Mariuszem znad naszego Bałtyku tak zostałem sam na rowerze. Mój wierny przyjaciel i towarzysz drogi uznał, że ma dość ;(. Tak więc oprócz niedzielnych wypadów z moim wujkiem i jego kolegami nie pozostało mi nic innego jak samotne pedałowanie… Ale dostałem propozycję od męża mojej kuzynki Adama, by wybrać się razem na górę Żar. Grzechem byłoby nie skorzystać z nadarzającej się okazji (przyzwyczaiłem się do samotnego jeżdżenia, ale już zaczynało mnie to męczyć).

Po porannej mszy wyruszyliśmy o godzinie 8 z pod mojego domu w kierunku Bielska-Białej. Rano ruch nie duży, wiatru mocnego nie było, ale jechało się wyjątkowo ciężko (do teraz nie wiemy dlaczego). Podróżując główną drogą dotarliśmy Bielska i zaczęliśmy podjazd na Przegibek. Przebiegał w miarę sprawnie i szybko. Na górze chwila przerwy, cola i dwa lody dla ochłody. Następnie droga w dół do Międzybrodzia Żywieckiego i zaczęliśmy wspinaczkę do naszego celu. Jechało się w miarę dobrze, odpowiednie przygotowanie, ale upał był nie do wytrzymania (termometry wskazywały 35oC), droga bez drzew i odrobiny cienia. Ale z rowerów nie zsiedliśmy i dojechawszy na górę rozkoszowaliśmy się… smakiem zimnego piwa :D Widokami oczywiście też, ale po takim wysiłku o niczym innym nie myśleliśmy jak tylko o schłodzonym „złotym napoju”. Następnie oczywiście pamiątkowe fotki, obiad składający się z pizzy i zjazd, ta najprzyjemniejsza część. Zjeżdżało się oczywiście wyśmienicie (jak zawsze), ale za bardzo poniosła mnie fantazja i prędkość. Zapomniałem o pierwszej zasadzie:„Zwolnij- Nie znasz drogi zjeżdżając pierwszy raz”. Nie znałem, nie zwolniłem i nie spodziewałem się piasku na zakręcie. Przy prędkości ok. 40km/h nacisnąłem hamulec, skręciłem kierownicą, a dalej poszło już gładko ;). Najpierw na kolano i łokieć, a potem głową (w kasku) o asfalt i na dokładkę przygniótł mnie rower. Następnie przejechałem trochę po asfalcie i wylądowałem w pokrzywach. Wstępne oględziny wykazały, że mam zdarty łokieć, cały bok i kolano, ale rower wyglądał na nieuszkodzony, tylko kierownica się przekrzywiła (całe szczęście). Wsiadłem z powrotem na rower i dokończyłem zjazd, już pomalutku. Adam czekał na mnie na dole i przeczuwał, że coś się stało. Szybka rozmowa o wypadku i podbiłem do pierwszego domu z prośbą o użyczenie wody utlenionej. Przemyłem rany i wyglądało, że jest dobrze. Adam poszedł wykąpać się do jeziora i po chwili ruszyliśmy w drogę powrotną. Na Przegibku krótki postój, na którym doszedłem do wniosku, że strasznie boli mnie pięta, gdy na niej staje, ale przecież nie będę się tym teraz martwił. Po jeszcze jednym postoju w Pszczynie na małe co nieco, wróciliśmy do domu.

Następnie zaczęły się poważne oględziny. Rower o dziwo nie ucierpiał mocno, pojawiła się rysa na błotniku i zgubiłem bidon… A co do mnie to mogę powiedzieć tylko tyle, że gdyby nie kask i pomoc Boga lub anioła stróża pewno bym nie miał okazji tego napisać. Oprócz zadrapań, podartą miałem bieliznę, pięta bolała przez 2 tygodnie, a w kasku pojawiło się wielkie pęknięcie. I niech mi ktoś powie, że szkoda na niego pieniędzy to zaroski go pizna w łeb ;p I tak też od tego czasu na wszystkich zjazdach już tak nie szaleję ;)
Ale podróż zaliczam do bardzo udanych, jest przynajmniej o czym pisać ;)



Kategoria 100<


  • DST 145.30km
  • Czas 05:18
  • VAVG 27.42km/h
  • VMAX 67.90km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Salmopol

Niedziela, 5 sierpnia 2012 · dodano: 21.11.2012 | Komentarze 0

Nareszcie znalazłem czas, żeby dodać wszystkie zaległe wycieczki ;)
To był mój drugi wjazd na Salmopol, drugi raz od strony Szczyrku; muszę też wjechać od Wisły, ale to zostawię sobie na przyszły rok.
Zawsze do Bielska jeździłem główną drogą (duży ruch i w samym Bielsku brak pobocza), więc tym razem postanowiłem jechać inaczej i jak się okazało nadłożyłem drogi i zgubiłem się w mieście ;p Ale po kilkunastu minutach znalazłem właściwą drogę i ruszyłem w stronę Szczyrku. Jako, że był to moja druga wspinaczka na tą górę (i to w niedługim odstępie) jechało się super, właściwie nawet się za bardzo nie zmęczyłem. Na szczycie zjadłem śniadanie, poczytałem Biblię(od pewnego czasu zawsze ze słowem Bożym). Po tej chwili odpoczynku ruszyłem do domu zatrzymując się na chwilę w Wiśle na oscypka.
Droga przyjemna, bez wiatru. Jedyny minus to oczywiście samochody, choć wyjątkowo mało mnie minęło jak na niedzielę :)


Kategoria 100<


  • DST 85.70km
  • Teren 52.50km
  • Czas 06:20
  • VAVG 13.53km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

3 zamki

Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 19.03.2013 | Komentarze 0

Wraz z wujkiem i jego kolegami pojechaliśmy do miejscowości Jastrząb, w której to znajduje się drewniany domek jego teściów. Jako, że wszyscy oni preferują las i polne drogi, większa część trasy to właśnie teren. W trasę wyruszyliśmy rano, pedałując wzdłuż jeziora porajskiego. Mając nawigację, buszowaliśmy po lesie, by wyjechać w Leśniowie, przy Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej Patronki Rodzin. Po uczestnictwie we Mszy Świętej, pozwiedzaliśmy piękny ogród i ruszyliśmy w dalszą drogę. W lesie podzieliliśmy się na 2 grupy, z których jedna (w tym oczywiście ja) skręciła nie tam gdzie powinna i trochę pobłądziliśmy. Przez las biegła "droga", raczej nie droga, a piach. Na szczęście równolegle do niej wyjeżdżona została przez rowerzystów trasa, którą można było się poruszać. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w Mirowie, w którym znajdują się ruiny zamku i czekająca na nas trójka. Następnie skierowaliśmy się w stronę Bobolic, do których prowadziły dwie drogi. I znów się rozdzieliliśmy. Ja i mój wujek wybraliśmy asfalt, a pozostali kamienistą drogę, choć krótszą. Dotarliśmy pierwsi i po chwili czekania jako jedna grupy skierowaliśmy się w stronę Niegowej i Złotego Potoku. Tutaj nasza trasa wiodła przeważnie asfaltem, przejeżdżając przez kolejne wsie. Następnie wyjechaliśmy na główną drogę w kierunku Olsztyna. Minęła nas grupa, około 20 osób, na szosówkach. Zostawiłem swoich towarzyszy i postanowiłem dotrzymać tempo tamtym. Dobrze mi szło, ale po chwili zatrzymałem się i poczekałem na swoją grupę. W samą porę bo za chwilę znów wjechaliśmy w las. W Olsztynie zostawiliśmy rowery i pochodziliśmy po ruinach zamku i okolicach. Następnie ruszyliśmy do Poraja, w którym zjedliśmy obiad. A w domu czekał na nas ciepły prysznic.

Niestety nie miałem aparatu, a zdjęcia od kolegi gdzieś przepadły...

"


Kategoria <50<100


  • DST 85.00km
  • Czas 04:07
  • VAVG 20.65km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 3

Niedziela, 10 czerwca 2012 · dodano: 13.03.2013 | Komentarze 0

Korbielów-Suszec

Po śniadaniu i oczywiście Mszy Świętej ruszyliśmy w stronę Bielska-Białej. Tego dnia pogoda dopisał, wyszło Słońce i zrobiło się ciepło, dlatego też jechało się lepiej i żwawiej. W Żywcu zatrzymaliśmy się nad rzeką Solą na krótki odpoczynek. Tego dnia tempo było najszybsze, a czołówka tak pruła, że nie byłem w stanie dotrzymać im tempa. Przez całą wycieczkę wyglądało to mniej więcej tak: 2 osoby na kolarzówkach i Brat Mirek z przodu, następnie 3 trekkingi, 2 górale i stawkę zamykali opiekunowie. Dojeżdżając do Bielska-Białej, pogoda zrobiła się marudna i niebo się zachmurzyło, a w samym Bielsku złapała nas ulewa. Cały przemokłem, razem z bielizną i moim telefonem komórkowym. Ale na szczęście wtedy jeszcze miałem Nokię, upadki i woda jej nie straszne ;). W domu misyjnym Pallotynów poprzebieraliśmy się w suche ubrania i po krótkiej rozmowie nadszedł czas pożegnania. Każdy ruszył w swoją stronę, ale tylko ja skierowałem się do domu na rowerze:) Czas spędzony wspaniale i życzyłbym sobie jeszcze raz go przeżyć. Poznałem wspaniałych ludzi i bardzo serdecznie ich pozdrawiam, jeżeli tutaj trafią ;)




  • DST 76.00km
  • Czas 03:10
  • VAVG 24.00km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 2

Sobota, 9 czerwca 2012 · dodano: 13.03.2013 | Komentarze 3

Ujsoły-Słowacja-Korbielów 76km

Drugi dzień zmagań rozpoczęliśmy od śniadania i Mszy świętej. Pogoda się nie poprawiła, a wręcz było gorzej. Wisiały ciemne chmury, które nie zapowiadały nic dobrego, a mój stan zdrowia pozostawiał wiele do życzenia. Nie miałem już gorączki, ale katar był jeszcze gorszy. To oczywiście nie przeszkodziło mi w wyruszeniu w dalszą podróż. Po nie małym podjeździe przekroczyliśmy granicę Polsko-Słowacką. Po stronie naszych sąsiadów czekał na nas długi zjazd, po którym teren się trochę wypoziomował. Zaraz jednak po zjeździe czekała nas nieprzewidziana przerwa, kolega złapał gumę. Po dłuższej naprawie i napompowaniu dętki ruszyliśmy dalej. W Námestowie nad jeziorem zjedliśmy małe co nieco i po odpoczynku ruszyliśmy w stronę Polski do Korbielowa. W samą porę wsiedliśmy na rowery, ponieważ chmura która śledziła nas jakiś czas, w końcu nas dopadła i zaczęła płakać, że już odjeżdżamy. Przez większą część trasy trzymaliśmy się głównej drogi, ale w pewnym momencie Brat Mirek skręcił w boczną uliczkę. Poprowadził nas drogą, z której widać Babią górę, ale cała przysłoniła się chmurami i nie pozwoliła nam dojrzeć swojego piękna. W Korbielowie zatrzymaliśmy się na drugim noclegu. Zdrowie trochę się poprawiło, pomogła ciepła herbatka i rosołek oraz wziąłem udział w drugim ognisku, które magicznie przywraca wszystkie siły.
Tak zakończył się drugi dzień.




  • DST 120.00km
  • Czas 05:44
  • VAVG 20.93km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 1

Piątek, 8 czerwca 2012 · dodano: 13.03.2013 | Komentarze 0

Suszec-Ujsoły

Pewnego razu poznałem wspaniałego człowieka, który okazał się Bratem Pallotynem. Stał się moim przyjacielem, który zaproponował wyjazd na rowerach. Trasa pozostała mi nie znana, ale jak tu nie zaufać planom takiego człowieka. Początek trasy znajdował się w Bielsku-Białej, do którego postanowiłem dojechać na rowerze z sakwami na bagażniku i zrobić trochę więcej kilometrów. Inni dotarli tam samochodami, bądź też mieszkali na miejscu. Była nas dwunastka: 4 osoby na trekkingach, 2 na góralach, 3 na kolarzówkach i Brat Mirek, który jechał na zmodyfikowanym góralu, plus 2 kierowców samochodu. Wyjechałem o godzinie 4:00 rano i bardzo spodobała mi się ta pora. Na drodze nie było oznak życia, tylko ja, rower i muzyka w słuchawkach, muszę częściej wyjeżdżać o tej porze. O 6:10 dojechałem na miejsce spotkania. Po Mszy świętej i śniadaniu wrzuciliśmy nasze bagaże do samochodu, który towarzyszył nam całą drogę (prawdziwy luksus). Po chwili byliśmy gotowi ruszyć w stronę Szczyrku, by tam zmierzyć się z pierwszą przełęczą. Ale i sam wyjazd z Bielska postawił przed nami nie mało górek, tak na dobrą rozgrzewkę, a Brat dyktował zabójcze tempo, które pozostało takie do końca wyprawy. Do teraz ciężko uwierzyć jaką osiągnęliśmy średnią, mimo tylu podjazdów. Wjeżdżając na Salmopol(934 m n.p.m. ) rozciągnęliśmy się w długi wąż i muszę przyznać, że było ciężko. Na szczycie przerwa na mały posiłek, po której czekał nas przyjemny zjazd do Wisły Czarne.
Pogoda nie dopisywała, było wietrznie i chłodno, a my wspinaliśmy się cali spoceni na Kubalonkę(758m n.p.m.). Następnie przy zjeździe podzieliliśmy na 2 grupy, z czego jedna źle skręciła(w tym ja) i trochę pobłądziliśmy. Ale kilkanaście minut później trafiliśmy na czekających na nas pozostałych uczestników wycieczki i już jako jedna grupa przyjechaliśmy do Koniakowa. Po kolejnym posiłku ruszyliśmy w dół w stronę Milówki i Ujsół, gdzie też znajdował się nasz pierwszy nocleg. Po kolacji, wróciłem do pokoju i do rana już nie wstałem. Rozchorowałem się, miałem strasznie męczący katar i gorączkę. Ominęło mnie ognisko, ale trzeba było się kurować żeby jako tako czuć się następnego dnia.
Nieciekawie zakończyłem dzień 1 tej wycieczki.