Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kurek91 z miasteczka Suszec. Mam przejechane 5601.61 kilometrów w tym 180.30 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 7992 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kurek91.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

100<

Dystans całkowity:1315.71 km (w terenie 35.00 km; 2.66%)
Czas w ruchu:63:59
Średnia prędkość:20.56 km/h
Maksymalna prędkość:67.90 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:131.57 km i 6h 23m
Więcej statystyk
  • DST 105.69km
  • Czas 04:26
  • VAVG 23.84km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do sąsiadów na kawę

Niedziela, 25 sierpnia 2013 · dodano: 30.08.2013 | Komentarze 0

Po solidnym śniadaniu i porannej Mszy Świętej wyruszyłem w trasę bez specjalnego planu. Właściwie przez pierwsze 20km nie wiedziałem co ze sobą począć, gdzie jechać. W Pawłowicach doszedłem do wniosku, że warto by wybrać się do Cieszyna, którego w tym roku jeszcze nie odwiedziłem. Po chwili namysłu ruszyłem w wybraną stronę, podczepiając się pod piątkę kolarzy śmigających na swych szosówkach. Udało mi się jechać ich tempem kilkanaście kilometrów, ale więcej nie wchodziło w grę żeby się nie zajechać na początku dnia. Droga do Cieszyna minęła szybko i zgrabnie. W niedzielę nie było dużego ruchu, dokuczał trochę wiatr ale póki co był znośny. 5km przed Cieszynem przyszedł mi do głowy pomysł: "A może by tak pojechać z Ceskiego Tesina do Karviny". Uznałem, że pomysł jest znakomity i ruszyłem do naszych sąsiadów na obiecaną w tytule kawę. Po chwili odpoczynku skierowałem się w stronę Karviny. Droga bardzo dobra, szerokie pobocze, które później zmienia się w drogę rowerową, szybki asfalt. Wiatr wiał w plecy więc całą drogę śmignąłem jak błyskawica. Z Karviny wróciłem do Polski przez Gołkowice i tu zaczęły się małe trudności. Wiatr przybrał na sile i dmuchał w czoło. Na szczęście nauczony doświadczeniami z wyprawy nad Bałtyk, nie walczyłem z nim tylko poddałem się jego woli. Jak trochę zelżał mogłem jechać żwawiej i szybciej, a gdy dmuchał pedałowałem tak by wkładać w jazdę tylko tyle siły, aby gładko posuwać się naprzód. Następnie wjechałem do Jastrzębia Zdroju i jako, że była wydzielona droga rowerowa postanowiłem się nią dalej poruszać, skoro już jest to czemu jej nie wykorzystać. Droga rowerowa jak droga rowerowa, chodnik przedzielony na pół, wyłożony kostkami o różnych kolorach i oprócz znaku, nawet co pewien czas namalowany był rower na czerwonej kostce. Miejscami droga rowerowa była przedzielona od chodnika żywopłotem. Ale w obu przypadkach spotkałem pieszych na swojej drodze. Staram się być wyrozumiały, ale nie po to jest droga rowerowa (na prawdę bardzo dobrze oznakowana), żebym musiał uważać na pieszych....takie moje zdanie. Z Jastrzębia skierowałem się do domu na obiad.
Dobrze spędzony dzień :)


Kategoria 100<


  • DST 145.22km
  • Czas 06:41
  • VAVG 21.73km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Szlakiem architektury drewnianej-pętla pszczyńska

Czwartek, 15 sierpnia 2013 · dodano: 30.08.2013 | Komentarze 0

Tą trasę planowałem przejechać już w zeszłym roku, ale nie wyszło, jakoś nigdy nie było na nią czasu. W końcu przypomniałem sobie o niej i wyruszyłem w drogę. Zdjęcie trasy w telefonie, nawigacja i... minąłem 2 kościoły drewniane w Ćwiklicach i Grzawie. No cóż mówi się trudno i ruszyłem w dalszą drogę odwiedzając po kolei Jawiszowice, Wilamowice, Starą Wieś, Bestwinę i Bielsko-Biała. Z Bielska trasa biegła dalej w kierunku Skoczowa przez Jasienicę, ale okazała się drogą ekspresową. Na szczęście wzdłuż niej prowadziła droga rowerowa "dookoła Bielska-Białej". Poruszając się nią dojechałem do odcinka kamienistego. Mogę o nim powiedzieć tylko tyle, że bardziej równe jest dno rzeki. Trochę się pomęczyłem, ale ruszyłem w dalszą drogę i po pewnym czasie dojechałem do Jasienicy. Tutaj postanowiłem, że nie pojadę dalej wzdłuż głównej drogi i będę podróżował na "czuja". Wyszedłem na tym jak Zabłocki na mydle. Kilka razy się pogubiłem, jeżdżąc po okolicznych wioskach i nadłożyłem dobre 20 km. W końcu wyjechałem w miejscowości Bielowicko i moim oczom ukazał się znak wskazujący drogę do Skoczowa. Z tego miasta zostało mi jeszcze około 1/3 szlaku. Postanowiłem jednak zmienić trochę trasę i udałem się w kierunku Simoradza i Ochab, a następnie przez Strumień wróciłem do domu. Zakładana trasa miała mieć 133km, a ja zrobiłem 145. Trochę więcej niż planowałem na ten dzień, ale byłem zadowolony. Pozostała część trasy będzie czekać na swoją kolej.

Trasa przybliżona:
-


Kategoria 100<


  • DST 113.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 07:15
  • VAVG 15.59km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Równica

Niedziela, 23 czerwca 2013 · dodano: 09.10.2013 | Komentarze 0

O godzinie 6:00 wyjechaliśmy z miejsca zbiórki naszego "gangu" rowerowego i ruszyliśmy na południe. Na drodze nie działo się wiele. Świetna pogoda, super towarzystwo, ruch raczej mały. Do Skoczowa jechaliśmy drogami asfaltowymi, a następnie wskoczyliśmy na drogę rowerową biegnącą wzdłuż Wisły(rzeki, nie miasta ;p) Trasa ta doprowadziła nas pod samą Równicę, gdzie zaczęliśmy wspinaczkę. Ze wszystkich obecnych mogłem się poszczycić największym doświadczeniem i ilością przejechanych km w górach, więc też w miarę szybko zostawiłem stawkę z tyłu (choć nie wszystkich). Po około dwudziestominutowym pedałowaniu byłem na górze, skąd rozpościerał się piękny widok.Po paru minutach dojechała do mnie reszta stawki. Na górze zjedliśmy co nieco i po nie małym odpoczynku ruszyliśmy w dół oraz w drogę powrotną. Z powrotem również jechaliśmy drogą wzdłuż Wisły, zatrzymując się na "Złoty napój" w przydrożnej restauracji. W domu byliśmy około godziny 14:30


Kategoria 100<


  • DST 104.00km
  • Czas 05:24
  • VAVG 19.26km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pielgrzymka do Piekar

Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 09.10.2013 | Komentarze 0

Kolejny rok i kolejna pielgrzymka do Piekar Śląskich. Wraz z Gangiem Dzikich Wieprzy dołączyliśmy do suszeckiej ekipy i w 19 pokonaliśmy trasę do Piekar. Po mszy ruszyliśmy jednak własną drogą.


Kategoria 100<


  • DST 120.50km
  • Czas 06:10
  • VAVG 19.54km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

5 miast

Sobota, 16 marca 2013 · dodano: 19.03.2013 | Komentarze 0

Z samego rana wybrałem się na pierwszą w tym roku dłuższą wycieczkę. Pojechałem bez planu, tam gdzie nogi poniosą. Poniosły przez Żory, Rybnik do Raciborza, a następnie do Wodzisławia i Jastrzębia. Przyjemna droga, choć zawsze spory ruch. Przed Raciborzem jest górka, trzeba trochę się pomęczyć :). Jak na początek sezonu to wycieczka bardzo udana, choć mogło być trochę cieplej ;)


Kategoria 100<


  • DST 224.10km
  • Czas 09:05
  • VAVG 24.67km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po pierwsze 200km

Niedziela, 16 września 2012 · dodano: 12.03.2013 | Komentarze 3

Suszec-Kraków

We wrześniu dni są coraz krótsze, o dziwo. Trochę o tym zapomniałem wybierając się na wycieczkę, ale od początku. Dnia wcześniejszego ustaliłem plan. Był prosty, zrobić pierwsze 200 km w mojej „karierze”. Wstałem o godzinie 6, szybko się pozbierałem i na rowerek. Pogoda była ładna, ciepła choć wietrzna. Zawsze mam tak, że pierwsze 30km mam na „dotarcie” to znaczy rozgrzewają mi się mięśnie, często czuję się słabo i zawsze zastanawiam się czy nie zmienić planów. Ale po tej 30 jest coraz lepiej. Jechało się przyjemnie, choć cały czas wiatr był czołowy. Na drodze specjalnie dużo się nie działo, jedynie co to musiałem jechać objazdem i nadłożyć trochę kilometrów. Jako, że jechałem w niedzielę ruch z rana był mały, a w niektórych miejscach byłem jedynym poruszającym się po asfalcie. Minuty płynęły, za minutami godziny, a ja prułem przed siebie, by o godzinie 11:05 zawitać na przedmieściach Krakowa. W mieście zjadłem obiad, trochę się pokręciłem tu i tam. Po odpoczynku na rynku i 3 godzinach spędzonych w stolicy Małopolski ruszyłem w drogę powrotną, w której też nie działo się za wiele. Do czasu aż dojechałem do wcześniej wspomnianego objazdu, którym to jechałem rano. Postanowiłem jednak, że tym razem nim nie pojadę. Błąd! Na samym początku było cudownie, nowiuśki asfalt, droga prosta jak deska. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, dlaczego jest objazd dla tej drogi. Przekonałem się za chwilę, kiedy to dojechałem do remontowanego mostu. Na szczęście w prawo odbijała droga rowerowa, ale nie zachęcała do jazdy po swojej nawierzchni. Stanąłem przed wyborem, albo się wrócić i jechać objazdem, albo podążać za drogą rowerową. Wybrałem drugą opcję, przecież oznakowaną drogą rowerową muszę gdzieś dojechać. Błąd! W naszym kraju bywa tak, że podążając za oznakowaną drogą rowerową zostaje się na środku wygwizdowa, z trzema drogami, bez żadnego znaku. Postanowiłem, że nie będę się wracał, gdzieś w końcu przecież muszę wyjechać. Podążałem drogą w kierunku najbardziej mi odpowiadającym i po kilkunastu minutach jeżdżenia po polach, znalazłem w końcu cywilizację. Po krótkiej rozmowie z pierwszą napotkaną osobą, dowiedziałem się w którym kierunku mam się udać by trafić do domu. I tutaj właśnie wracamy do początku, gdzie to wspomniałem, że dni na jesień są coraz krótsze. Ostanie 20 km pokonałem już po zmierzchu kiedy też to zrobiło się trochę chłodno. Ale wycieczka bardzo się udała, choć teraz zabieram ze sobą mapę i przestałem ufać drogom rowerowym ;). Najważniejsze, że zrobiłem swoje pierwsze 200km jednego dnia. Dokładnie przejechałem 224,1km co jest moim rekordem.




Kategoria 100<


  • DST 135.70km
  • Czas 07:22
  • VAVG 18.42km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góra Żar i trochę piasku

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 15.11.2012 | Komentarze 0

Suszec-Góra Żar
Odkąd wróciliśmy z Mariuszem znad naszego Bałtyku tak zostałem sam na rowerze. Mój wierny przyjaciel i towarzysz drogi uznał, że ma dość ;(. Tak więc oprócz niedzielnych wypadów z moim wujkiem i jego kolegami nie pozostało mi nic innego jak samotne pedałowanie… Ale dostałem propozycję od męża mojej kuzynki Adama, by wybrać się razem na górę Żar. Grzechem byłoby nie skorzystać z nadarzającej się okazji (przyzwyczaiłem się do samotnego jeżdżenia, ale już zaczynało mnie to męczyć).

Po porannej mszy wyruszyliśmy o godzinie 8 z pod mojego domu w kierunku Bielska-Białej. Rano ruch nie duży, wiatru mocnego nie było, ale jechało się wyjątkowo ciężko (do teraz nie wiemy dlaczego). Podróżując główną drogą dotarliśmy Bielska i zaczęliśmy podjazd na Przegibek. Przebiegał w miarę sprawnie i szybko. Na górze chwila przerwy, cola i dwa lody dla ochłody. Następnie droga w dół do Międzybrodzia Żywieckiego i zaczęliśmy wspinaczkę do naszego celu. Jechało się w miarę dobrze, odpowiednie przygotowanie, ale upał był nie do wytrzymania (termometry wskazywały 35oC), droga bez drzew i odrobiny cienia. Ale z rowerów nie zsiedliśmy i dojechawszy na górę rozkoszowaliśmy się… smakiem zimnego piwa :D Widokami oczywiście też, ale po takim wysiłku o niczym innym nie myśleliśmy jak tylko o schłodzonym „złotym napoju”. Następnie oczywiście pamiątkowe fotki, obiad składający się z pizzy i zjazd, ta najprzyjemniejsza część. Zjeżdżało się oczywiście wyśmienicie (jak zawsze), ale za bardzo poniosła mnie fantazja i prędkość. Zapomniałem o pierwszej zasadzie:„Zwolnij- Nie znasz drogi zjeżdżając pierwszy raz”. Nie znałem, nie zwolniłem i nie spodziewałem się piasku na zakręcie. Przy prędkości ok. 40km/h nacisnąłem hamulec, skręciłem kierownicą, a dalej poszło już gładko ;). Najpierw na kolano i łokieć, a potem głową (w kasku) o asfalt i na dokładkę przygniótł mnie rower. Następnie przejechałem trochę po asfalcie i wylądowałem w pokrzywach. Wstępne oględziny wykazały, że mam zdarty łokieć, cały bok i kolano, ale rower wyglądał na nieuszkodzony, tylko kierownica się przekrzywiła (całe szczęście). Wsiadłem z powrotem na rower i dokończyłem zjazd, już pomalutku. Adam czekał na mnie na dole i przeczuwał, że coś się stało. Szybka rozmowa o wypadku i podbiłem do pierwszego domu z prośbą o użyczenie wody utlenionej. Przemyłem rany i wyglądało, że jest dobrze. Adam poszedł wykąpać się do jeziora i po chwili ruszyliśmy w drogę powrotną. Na Przegibku krótki postój, na którym doszedłem do wniosku, że strasznie boli mnie pięta, gdy na niej staje, ale przecież nie będę się tym teraz martwił. Po jeszcze jednym postoju w Pszczynie na małe co nieco, wróciliśmy do domu.

Następnie zaczęły się poważne oględziny. Rower o dziwo nie ucierpiał mocno, pojawiła się rysa na błotniku i zgubiłem bidon… A co do mnie to mogę powiedzieć tylko tyle, że gdyby nie kask i pomoc Boga lub anioła stróża pewno bym nie miał okazji tego napisać. Oprócz zadrapań, podartą miałem bieliznę, pięta bolała przez 2 tygodnie, a w kasku pojawiło się wielkie pęknięcie. I niech mi ktoś powie, że szkoda na niego pieniędzy to zaroski go pizna w łeb ;p I tak też od tego czasu na wszystkich zjazdach już tak nie szaleję ;)
Ale podróż zaliczam do bardzo udanych, jest przynajmniej o czym pisać ;)



Kategoria 100<


  • DST 145.30km
  • Czas 05:18
  • VAVG 27.42km/h
  • VMAX 67.90km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Salmopol

Niedziela, 5 sierpnia 2012 · dodano: 21.11.2012 | Komentarze 0

Nareszcie znalazłem czas, żeby dodać wszystkie zaległe wycieczki ;)
To był mój drugi wjazd na Salmopol, drugi raz od strony Szczyrku; muszę też wjechać od Wisły, ale to zostawię sobie na przyszły rok.
Zawsze do Bielska jeździłem główną drogą (duży ruch i w samym Bielsku brak pobocza), więc tym razem postanowiłem jechać inaczej i jak się okazało nadłożyłem drogi i zgubiłem się w mieście ;p Ale po kilkunastu minutach znalazłem właściwą drogę i ruszyłem w stronę Szczyrku. Jako, że był to moja druga wspinaczka na tą górę (i to w niedługim odstępie) jechało się super, właściwie nawet się za bardzo nie zmęczyłem. Na szczycie zjadłem śniadanie, poczytałem Biblię(od pewnego czasu zawsze ze słowem Bożym). Po tej chwili odpoczynku ruszyłem do domu zatrzymując się na chwilę w Wiśle na oscypka.
Droga przyjemna, bez wiatru. Jedyny minus to oczywiście samochody, choć wyjątkowo mało mnie minęło jak na niedzielę :)


Kategoria 100<


  • DST 100.80km
  • Czas 05:13
  • VAVG 19.32km/h
  • VMAX 37.60km/h
  • Sprzęt Kate
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na nudy w niedzielne popołudnie

Niedziela, 22 sierpnia 2010 · dodano: 16.02.2011 | Komentarze 0

Suszec-Cieszyn/Czeski Cieszyn-Jastrzębie Zdrój-Suszec

Z domu wyjechałem o godzinie 14:00 jadąc na Pawłowice i Cieszyn. Droga na Cieszyn nie jest przyjemna (wąska, i ruchliwa), ale nie miałem zamiaru odpuścić. Oprócz tego, że raz jedna noga szła do góra, a następnie druga i tak na zmianę, przez większość drogi nic się nie działo. Jedynie w Kończycach Wielkich natknąłem się na drewniany kościół. Trochę nie po drodze miałem bo musiałem zjechać jakieś 2km w bok i w dół, ale dzięki temu znalazłem trasę "szlakiem architektury drewnianej, którą zwiedzę w roku 2011. Następnie trzeba było wrócił, ten podjazd trochę mnie wymęczył.

Zabytkowy kościół w Kończycach Wielkich © kurek

O 15:44 byłem w Cieszynie, skierowałem się na przejście graniczne jak informował znak. Minąłem zamek, przejechałem przez most, aż w pewnej chwili patrze a tu już wszystkie napisy po czesku, jak się okazało nie zauważyłem znaku "Granica Państwa". Pojeździłem trochę po Czeskim Cieszynie, pozwiedzałem, machnąłem foty i wróciłem na Polską stronę na rynek. O 16:20 postanowiłem wracać. Jadąc z powrotem zauważył zjazd na Jastrzębie Zdrój, w którym to mieszka moja rodzina (zawsze dostane obiadek:D). Długo się nie zastanawiając skręciłem na Jastrzębie. Droga była przyjemna, ale Słońce już pomału zachodziło i robiło się chłodniej. Żeby tego było mało skręciłem w Jastrzębiu na Bzie (do teraz nie wiem dlaczego) i musiałem się potem wracać (ale przynajmniej nabiłem km). U rodziny dostałem ciepły posiłek, wypiłem kawę i ruszyłem do domu, w którym byłem około 9.


Kategoria 100<


  • DST 121.40km
  • Czas 07:05
  • VAVG 17.14km/h
  • VMAX 38.20km/h
  • Sprzęt Kate
  • Aktywność Jazda na rowerze

Park Miniatur "Świat Marzeń"

Niedziela, 1 sierpnia 2010 · dodano: 16.02.2011 | Komentarze 1

Suszec-Inwałd-Suszec

Przed 12 zadzwoniłem do Mariusza czy ma jakieś plany i czy nie wybralibyśmy się do Inwałdu. Jako, że zgodził mi się towarzyszyć, wyjechaliśmy około godziny 12:50, kierując się na Pszczynę, a następnie na Brzeszcze i Oświęcim. Jechało się przyjemnie, a o 14:02 znaleźliśmy się w województwie Małopolskim.

Po raz pierwszy odwiedziłem woj. małopolskie © kurek

Następnie z Kęt pojechaliśmy na Andrychów. O godzinie 15:52 około 4km za Andrychowem i 10 przed Wadowicami zaparkowaliśmy nasze fury i ruszyliśmy zwiedzać....kolejkę do kasy ;/ Postaliśmy w niej chwilę a następnie weszliśmy do "Świata Marzeń" :) Oczywiście, chyba przy każdej rekonstrukcji budowli należało zrobić zdjęcie.

Po 50 min zwiedzania, wróciliśmy po nasze rowerki bo przed nami były jeszcze ponad 3h pedałowania. Po drodze zatrzymaliśmy się na pizzę i przejechaliśmy nad "Ulgą Macochy" :) W domu byliśmy po godzinie 20, a my pobiliśmy nasz rekord z lipca przejeżdżając 121.4km w jeden dzień :)
Ciekawa nazwa dla rzeki © kurek


Kategoria 100<