Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kurek91 z miasteczka Suszec. Mam przejechane 5601.61 kilometrów w tym 180.30 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 7992 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kurek91.bikestats.pl
  • DST 173.00km
  • Czas 09:04
  • VAVG 19.08km/h
  • Sprzęt Kate
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nad Bałtyk-Dzień 6

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · dodano: 12.03.2013 | Komentarze 0

Świecie-Gdańsk

Do przejechania zostało nam tego dnia jakieś 150km toteż specjalnej gonitwy z rana nie było, bo jak myśleliśmy pójdzie ładnie i zgrabnie. Spod zamku wyjechaliśmy o godzinie 6:59 i najpierw pokręciliśmy się po okolicy, by następnie ruszyć na Gdańsk.


Na początek kierowaliśmy się na Drzycim i Osie w stronę Borów Tucholskich i Wdeckiego Parku Krajobrazowego. Gdy dojechaliśmy do Osia, spojrzeliśmy na mapę i popedałowaliśmy w las, w Bory Tucholskie. Jak tylko znaleźliśmy się w lesie naszym oczom ukazała się droga, piękna i wspaniała...

....z lewej strony wyłożona brukiem, po którym nie dało rady jechać na rowerze, a z prawej piach i błotko. Na początek zwątpiliśmy czy aby jesteśmy na dobrej drodze, może gdzieś źle skręciliśmy? Po tej chwili zwątpienia i szukania na mapie innej drogi, ruszyliśmy przed siebie po piachu z obawą jak długo będziemy się tłukli przez ten las. Jazda po piachu z obciążeniem na bagażniku nie należy do najprzyjemniejszych, ale ja miałem trochę lepiej. Dlaczego? A no dlatego że z tyłu miałem nie swoją oponę, która była szeroka, a do tego miałem w niej mały niedomiar powietrza co spowodowało, że miałem większą powierzchnie i tym samym jechało mi się znacznie lepiej. Mariusz miał cienkie opony, typowe szosówki, a co za tym idzie jechało mu się fatalnie. Ale narzekania nic nie pomogą, więc pruliśmy przed siebie, wypatrując końca lasu i piachu. Było tak aż do granicy z województwem pomorskim, kiedy to też naszym oczom ukazała się nawierzchnia asfaltowa:). Dalej jechaliśmy przez las, ale co jakiś czas przejeżdżaliśmy przez małe malownicze wsie. Kierowaliśmy się na Skórcz, który nas na szczęście nie dopadł, żadnego dnia podczas naszej wyprawy. Minęliśmy po drodze fabrykę wódek "Sobieski" i główną drogą dojechaliśmy do Starogardu Gdańskiego, by tam na rynku zrobić sobie przerwę na obiad. Z tego miejsca już tylko liczyliśmy te pozostałe kilometry które nam zostały do osiągnięcia upragnionego celu naszej podróży. Teraz wystarczyło tylko wjechać w Kaczki, ale przegapiłem gdzieś skrzyżowanie, moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Przez to musieliśmy znowu nadłożyć parę kilometrów, ale za to trafiliśmy na wspaniałą drogę z nowiutkim, równiuśkim asfaltem... zakochałem się w tej drodze. Toteż do Pruszcza Gdańskiego pędziliśmy całą drogę ponad 30km/h. Przez cały Pruszcz ciągnęła się droga rowerowa wprost na Gdańsk, szkoda tylko że nie biegła do samego miasta. Niedługo po wyjechaniu za granice Gdańskiego Pryszcza, znaczy się Pruszcza (nie obrażając owego ładnego miasta), dojrzeliśmy schowany za liśćmi drzewa znak. Znak, jak znak ale co tam było napisane!!

Jest Gdańsk cel naszej podróży. Oczywiście trzeba było sobie cyknąć obowiązkowe fotki ze znakiem :) Chwilę później przyjechali pewni młodzi mężczyźni ;p (u nos sie godo młode synki) i również obowiązkowa fota ze znakiem :). Ale... zawsze jest jakieś ale, my przyjechaliśmy na dwóch kółkach, a oni na czterech ;p Teraz wystarczyło dotrzeć do obozowiska nad morzem. Znak może i był lecz my dopiero wjechaliśmy na przedmieścia, tak więc trochę to trwało zanim dobrnęliśmy do centrum. Tam kupiliśmy 2 ważne rzeczy: pierwsza to bilety na pociąg powrotny do domu, a druga mapa miasta bez której nie dało by rady dojechać gdziekolwiek. Mapa przypadła mnie, więc dalej spełniałem rolę nawigacji, może trzeba poszukać zatrudnienia w takim zawodzie:) Po kilkukrotnym przejrzeniu mapy i postojach wytyczyłem trasę z charakterystycznymi punktami, dzięki czemu dojechaliśmy na obozowisko "Przy plaży". Ale najpierw należało wtaszczyć rowery na plaże w ten cały piach (nie wiem po co on tam jest i kto go nasypał) i zrobić całą sesję fotograficzną. Po zmoczeniu stóp w Bałtyku, rozłożyliśmy namiot, wzięliśmy kąpiel i wieczorem poszliśmy na kolację na plaży we dwoje, ach jak romantycznie.... fuj,na samą myśl robi mi się nie dobrze ;p.

Wtedy też doszło do mnie, że nasza wyprawa się skończyła, że dalej już nie jedziemy. Jakiś następny rozdział naszej książki, którą piszemy został zamknięty. A ja odczuwam dziwne uczucie gdy kończy się coś co bardzo lubię. Nienawidzę tego uczucia, choć dzięki niemu jadę dalej i pcha mnie ono do następnych podróży. Zrozumiałem coś jeszcze, że nie ważny jest cel, ale podróż. Podróż ze wszystkimi przeciwnościami, problemami, łzami, uśmiechem, widokami. Wszystko co nas spotkało odcisnęło się na naszych osobach, przyjaźń stała się mocniejsza i mam nadzieję, że będzie trwała.

Po naszej kolacji nad morzem wróciliśmy do namiotu i długo rozmawialiśmy, wspominając co też nas spotkało podczas tych 6 dni.

Tak zakończył się dzień 6, w którym przejechaliśmy 173km



Kategoria Może morze?



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ylisz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]