Info
Suma podjazdów to 7992 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2016, Maj2 - 2
- 2015, Lipiec13 - 0
- 2014, Luty3 - 3
- 2013, Październik4 - 0
- 2013, Sierpień3 - 0
- 2013, Czerwiec4 - 0
- 2013, Maj2 - 0
- 2013, Marzec1 - 0
- 2012, Wrzesień1 - 3
- 2012, Sierpień3 - 0
- 2012, Lipiec1 - 0
- 2012, Czerwiec3 - 3
- 2011, Sierpień7 - 2
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Luty2 - 0
- 2010, Sierpień3 - 1
- 2010, Lipiec4 - 0
- 2010, Czerwiec1 - 0
- DST 92.40km
- Czas 06:36
- VAVG 14.00km/h
- Sprzęt Kate
- Aktywność Jazda na rowerze
Nad Bałtyk - Dzień 3
Czwartek, 18 sierpnia 2011 · dodano: 16.05.2012 | Komentarze 0
Kalisz-Mikorzyn
Dzień rozpoczęliśmy od godziny 6, grzaniem się przy ogniu kuchenki turystycznej
i rozmyślaniem nad dzisiejszą trasą. 15 minut później dostaliśmy cynk od naszych rodziców, że dnia następnego ma padać, a nawet mają przechodzić gwałtowne burze, co trochę skomplikowało nam plan, którego na obecną chwilę i tak prawie nie było... Około 7 po śniadaniu i spakowaniu się, bez planu (no może nie zupełnie... planem było jechanie w stronę Bydgoszczy ;p) postanowiliśmy jednak ruszyć w dalszą drogę. Chcieliśmy zajechać jak najdalej, ale najlepszym rowzwiązaniem byłoby zatrzymać się na jakimś polu namiotowym i ten jeden dzień przeczekać, ponieważ nie uśmiechało się nam jechać w deszczu. Cóż postanowiliśmy, że będziemy planować wszystko w drodze.
Kiedy ruszyliśmy moje kolano znowu się odezwało, co mnie bardzo zaniepokoiło, ale było lepiej niż wczoraj. Ból nie był tak dokuczliwy, a ja starałem się o tym nie myśleć. Gdy dojechaliśmy do centrum Kalisza, uznaliśmy że skoro jesteśmy w większym mieście muszą tutaj być sklepy rowerowe. Podjechaliśmy na rynek znajdując takowy, ale otwarty od godziny 10 co dawało nam 2 godziny na bezczynne siedzenie zwiedzanie centrum i błądzenie po mieście.
Podczas tego zwiedzania stwierdzilismy, że zatrzymamy się gdzieś po drodze i nie będziemy jechac do Bydgoszczy, ponieważ i tak stracimy dużo czasu tkwiąc w Kaliszu. Tak więc usiadłem na ławce i zjadłem jogurt z bułką na dobry start w ten dzień. Gdy wybiła pożądana godzina czekaliśmy przed sklepem by jak najszybciej kupić dętki i wyjechać z miasta. Jak się okazało czekaliśmy na marne, ponieważ dętek nie było ;/. Ale od sprzedawcy dostaliśmy adres sklepu gdzie będziemy mogli je zakupić. Trochę się naszukaliśmy, błądząc, pytając napotkanych ludzi i jeżdżąc w kółko. Po kilkunastu minutach szukania znaleźliśmy obiekt naszego pożądania, duży sklep, w którym zakupiliśmy 4 dętki... ciekawe czy wystarczy do końca podróży? ;>.
Po otrzymaniu towaru można było ruszać dalej bez obawy o niebezpieczeństwo, że zostaniemy bez powietrza gdzieś w środku lasu. Jechaliśmy główną drogą na Konin i szczerze mówiąc nic się nie działo, mijaliśmy kolejne miejscowości, coraz dalej i dalej, kolano na szczęście nie bolało, nogi nie dokuczały, gumy nikt nie złapał. W Koninie zatrzymaliśmy się na pożywne i zdrowe jedzenie z Mc Donald's, podjeżdżając naszymi 4 kółkami do Mc drive, żeby nie czekać w długiej kolejce ;p. Po tym posiłku ruszyliśmy dalej wypatrując campingu bądź też jakiegoś pola namiotowego. Mnie się o dziwo tak dobrze jechało że odskoczyłem od Mariusza zatrzymując się dopiero obok sklepu na małe co nieco. Dopiero teraz zauważyłem, że kolega gdzieś mi się zgubił, ale po chwili czekania podjechał i jak się okazało trzeba było się wracać bo wypatrzył miejsce na rozbicie namiotu. Ale nim pojechaliśmy się zakwaterować zrobiliśmy małe zakupy na wieczór. Następnie ruszyliśmy w drogę powrotną, by po paru chwilach wykupić miejsce na namiot.
Po rozłożeniu dachu nad głową, skoczyliśmy pod prysznice, zrobiliśmy pranie, a ja podładowałem swoją komórkę, która bardzo zgłodniała. Tym sposobem mieliśmy wolny wieczór i jak planowaliśmy cały następny dzień, bo prognoza pogody byla nie korzystna. Wieczór minął nam na gadaniu o przejechanej już trasie, o tym co nas spotkało i jak dużo nam jeszcze do celu zostało. Przeszliśmy się też nad jezioro Mikorzyńskie chwilkę posiedzieć na molu i cieszyć się chwilą oraz tym minionym dniem, w którym nie zdarzyła się nam żadna nie miła przygoda. Następny dzień był wolny więc mogliśmy trochę dłużej przysiedzieć, poczytać i posłuchać muzyki.
Zasnęliśmy nieświadomi tego co spotka nas jutro...
Podsumowanie dnia 3:
przejechaliśmy 92,4km w ciągu 6h 36min