Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kurek91 z miasteczka Suszec. Mam przejechane 5601.61 kilometrów w tym 180.30 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 7992 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kurek91.bikestats.pl
  • DST 90.10km
  • Czas 06:29
  • VAVG 13.90km/h
  • Sprzęt Kely
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 8

Niedziela, 19 lipca 2015 · dodano: 06.03.2016 | Komentarze 0


Altmünster - Ried im Innkreis

Obudziliśmy się o godzinie 5:40, szybko złożyliśmy namiot i przy śniadaniu podziwialiśmy wschód Słońca. Jako, że była niedziela postanowiłem pójść na Mszę, dlatego wróciliśmy parę kilometrów w poszukiwaniu kościoła. Gdy tylko znalazłem się pod świątynią zaczęły bić dzwony, więc w oczekiwaniu na Mszę usiadłem na ławce. Po paru chwilach zaczęli schodzić się pierwsi ludzie i każdy witał mnie serdecznym "Morgen", a co ciekawsi zobaczywszy flagę na rowerze przychodzili mnie zagadnąć. Podczas 30min obserwacji ludzi wchodzących do kościoła zauważyłem paru w regionalnych strojach oraz to że nie widziałem osoby poniżej 50roku życia(tak na moje oko). Do środka postanowiłem nie wchodzić z dwóch powodów, po pierwsze nie miałem gdzie przypiąć roweru (a i dobytku na nim nie chciałem zostawić bez opieki), po drugie mój strój raczej nie był odświętny. Stanąłem sobie grzecznie przy drzwiach i starałem się wypowiadać "swoje kwestie" w odpowiednich chwilach, a przynajmniej miałem taką nadzieję, ponieważ jedyne co rozumiałem to "Amen". Po Mszy szybko odnalazłem Artura i ruszyliśmy w kierunku drugiego jeziora Attersee. Tuż za miastem zaczął się nasz pierwszy podjazd, z którego cieszyłem się jak z prezentu pod choinkę. W końcu to na co czekałem i się szykowałem, powiedziałem do siebie. Jednak podjazd nie był za długi, teren się wypłaszczył i minęliśmy jeszcze parę małych miejscowości, mając teraz już jednak góry po prawej i lewej stronie. Forstamt było ostatnią wioską, za którą nad górskim strumieniem ugotowaliśmy obiad, odpoczęliśmy troszkę i psychicznie przygotowali na to co zaczynało się przed nami. Byłem pewny, że teraz będzie inaczej, że nie skończy się to szybko, a my wylejemy z siebie masę potu. Przed nami zaczynał się prawdziwy alpejski podjazd, który rozpoczynaliśmy z małymi obawami ale naprawdę wielką radością w sercu. Metr za metrem, kropla za kroplą potu posuwaliśmy się do przodu, na szczęście cały czas w cieniu drzew. Kolarze mijani z na przeciwka dopingując nas dodawali nam otuchy i siły, by metr za metrem mozolnie brnąć naprzód. I w końcu się nam udało, dojechaliśmy na szczyt, na którym była tylko chwila przerwy i ruszyliśmy dalej paru kilometrowym zjazdem w dół. W pewnej chwili las się skończył i naszym oczom ukazało się w dole jezioro. Widok zapierający dech i zwracający cały włożony wysiłek w podjazd. Gdy dotarliśmy nad samo jezioro ujrzeliśmy czystą wodę jak w morzu Adriatyckim na Chorwacji. Postanowiliśmy znaleźć jakieś dogodne miejsce i odpocząć. Jednak znaleźć jakiś wolny skrawek ziemi okazało się nie lada wyzwaniem. Wokół jeziora płaskiego brzegu nie było, o plaży nawet nie wspominając, do tego jeżeli już byłby skrawek dobrej ziemi to wszystko było ogrodzone i oznakowane "privat". Kilometr za kilometrem objeżdżaliśmy jezioro, aż w końcu udało nam się znaleźć hmm.... skarpę z wejściem do jeziora, w miarę zacienioną. Po rozłożeniu majdanu wskoczyliśmy do wody żeby się ochłodzić w ten upalny dzień. Wspaniałe uczucie móc obmyć się po ciężkiej wspinaczce w 30 stopniowym upale, a do tego wypić piwko ze wspaniałym widokiem. Po krótkiej sjeście ruszyliśmy dalej, w końcu odbijając na Vöcklamarkt i żegnając jeziora, a za niedługi czas i alpy. Jako, że była niedziela plan zakładał zrobienie mniejszej ilości kilometrów, ale mijaliśmy miejscowość za miejscowością w jednej pytając się staruszki czy byłaby możliwość rozbicia namiotu na jej posesji, ale dała nam do zrozumienie że to niemożliwe (cóż Klaudia ostrzegała nas, że Austriacy nie są raczej otwarci).Prawie pod samym Ried znaleźliśmy, jak nam się wydawało super miejscówkę na nocleg, blisko rzeczki, osłonięci z każdej strony i brak zabudowań w okolicy. Jedyne czego nie przewidzieliśmy to austriackiego żula, który przyszedł chwilę po nas i niestety nas zaczepił. Mimo usilnych starań wytłumaczeniu mu, że nie mówimy po niemiecku, wciąż do nas nawijał i w końcu co nieco z nim się porozumiałem (uznałem, że mam szansę podszkolić mój język). Oczywiście najpierw pytania, skąd jedziemy, jak długo, czy na rowerach, a później zaczął nas pytać gdzie śpimy, czy sami gotujemy i dokąd jedziemy. Gdy usłyszał, że mamy plan jechać do Passau, zrobił nam wykład o mieście i dowiedziałem się że tam spotykają się 3 rzeki Dunaj, Inn i Ilz, oraz jest prawie na pograniczu trzech państw Austrii, Niemiec i Czech. Po tym wykładzie postanowiliśmy ruszyć w poszukiwaniu innego miejsca na nocleg, bo nie chcieliśmy w naszym namiocie nieproszonego gościa. Zrobiło się już całkiem ciemno, do tego zaczęło wiać i grzmieć. Po chwilach daremnych poszukiwań już mieliśmy zostać na najbliższym przystanku, kiedy to Artur wypatrzył całkiem dobry punkt i po chwili w pierwszych kroplach deszczu stawialiśmy namiot. Nim poszliśmy spać burza rozpętała się na dobre, ale byliśmy tak wyczerpani, że nic nam nie przeszkadzało.

Poranek nad TraunseeWschód słońca nad alpami i Traunsee
Dojazd do AtterseeKrystalicznie czysta woda w górach
Artur w AlpachPiękne jezioro
Artur i jezioroJa i widok na Attersee
Panorama alp i Attersee
Panorama na jezioro
Ostatni raz Attersee
Piwko ze wspaniałym widokiem




Kategoria Czechy/Austria



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa alrek
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]