Info
Suma podjazdów to 7992 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2016, Maj2 - 2
- 2015, Lipiec13 - 0
- 2014, Luty3 - 3
- 2013, Październik4 - 0
- 2013, Sierpień3 - 0
- 2013, Czerwiec4 - 0
- 2013, Maj2 - 0
- 2013, Marzec1 - 0
- 2012, Wrzesień1 - 3
- 2012, Sierpień3 - 0
- 2012, Lipiec1 - 0
- 2012, Czerwiec3 - 3
- 2011, Sierpień7 - 2
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Luty2 - 0
- 2010, Sierpień3 - 1
- 2010, Lipiec4 - 0
- 2010, Czerwiec1 - 0
- DST 127.15km
- Czas 07:41
- VAVG 16.55km/h
- Sprzęt Kely
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 12
Czwartek, 23 lipca 2015 · dodano: 02.03.2016 | Komentarze 0
Měřín - Dub nad Moravou
Dzień rozpoczął się o godzinie 7. Jak zwykle śniadanie, pakowanie, ustalenie kierunku (padło na Cerną Horę) i dawaj w dalszą drogę na naszych "stalowych koniach". Po pierwszym tego dnia podjeździe, czekał nas długi i stromy zjazd do Velkich Mezrici, następnie długi i męczący podjazd do Křižanov. Tutaj pokazały się pierwsze burzowe chmury na horyzoncie. Niedługo potem dopadł nas deszcz, a następnie burza. Musiałem wykombinować coś żeby osłonić mapę od deszczu. Całe szczęśćie nie wyrzuciłem opakowania po makaronie, które posłużyło za mapownik. Jeszcze dwa razy nas zmoczyło, aż w Tisnovie wypogodziło się na dobre i zaczął się potworny upał. My tym czasem podjeżdżaliśmy do Cernej Hory. Droga, która dała się nam we znaki, podjazd który nie chciał się skończyć, który za każdy zakrętem ciągnął się dalej i dalej. W końcu jednak udało nam się dojechać do Czarnej Góry, następnie do Sloupa, w którym po małych zakupach Artur znalazł drogę rowerową (naszą EuroVelo "9"), która kierowała nas na Prostějov. Niestety początek był tak stromy, że musieliśmy pchać rowery dobre 2km do góry, a dalej do Vysocan nie było lepiej. W wiosce zrobiliśmy sobie przerwę pod sklepem (chcąc również dokupić wodę), okazało się jednak, że trafiliśmy na przerwę, trwającą od 11-12 (była 10:30). Dalej czekał nas przejazd przez białe pole na mapie, czyli poligon wojskowy. Na szczęście prowadziła nas dalej dziewiątka, choć znak ostrzegał, że wjeżdżamy na własną odpowiedzialność. Ledwo minęliśmy znak musiałem bandażować nogę... dostałem rykoszetem. A tak na poważnie miałem obdarte udo i już dawno domagało się bandażowania. Droga przez poligon wspaniała, równy asfalt, cały czas cień, w oddali odgłosy strzałów i ciągle w dół. Przejechaliśmy kawał trasy bez żadnego wysiłku i wyskoczyliśmy w Zarovicach, w których strzały słychać było bardzo głośno (widocznie trwały jakieś manewry). W Plumlovie podjechaliśmy pod zamek, albo raczej pałac, hmmm.... właściwie trudno stwierdzić bo kształt budowli bardzo dziwny, wysoki a chudy. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej by dojechać do Prościejowa, w którym zgubiliśmy drogę. Pomogła nam jednak pani w kiosku kierując nas w odpowiednią stronę...cóż niekoniecznie, nadłożyliśmy 10km, ale w końcu wyjechaliśmy na trasę na Prerov. Droga po paru kilometrach okazała się całkowicie pusta ponieważ w Dubie nad Moravą był remontowany most (W Czechach w lato chyba wszędzie remontuje się mosty). Morava, rzeka nie mała, więc pewno most spory. Narodziło się pytanie: "Co jeśli go nie ma? Cóż będziemy martwić się potem." Droga w końcu się wypłaszczyła, jechało się świetnie i szybko dobrnęliśmy do Dubu. Most był, w miarę przejezdny. Artur chciał się rozbić nad Morawą, ja wolałem jechać dalej by jak najmniej zostawić sobie na nadchodzący ostatni dzień podróży. Krótka wymiana zdań, w końcu, choć przyznam z niechęcią, przystałem na propozycję Artura. Rozbiliśmy się na brzegu Moravy nie przekraczając mostu. Po obiedzie i kąpieli odwiedziło nas małżeństwo na rowerach, zainteresowani namiotem. Po krótkiej rozmowie dowiedziałem się, że robotnicy przyjeżdżają na 6:00 i nikogo nie przepuszczają..."cóż będziemy martwić się jutro." Nastawilismy budziki na 5:30. Kładłem się z nadzieją na przejechanie rano mostu i że prognozy pogody (burze i deszcze) nie spełnią się na ten nasz ostatni dzień wyprawy. 


Kategoria Czechy/Austria